Moje marzenie. Ślub w Toskanii – Włochy.

Pamiętam ten dzień jakby to było dziś. Zobaczyłam powiadomienie na swoim telefonie – “Masz wiadomość” Gdy czytałam to co napisała Karolina, brzmiało jak zwykłe zapytanie o ślub. (12 października, miejsce ślubu, godzina).

 

Często zamiast od razu podawać wszelakie szczegóły, często lubię dowiedzieć się jakie moje potencjalne pary mają marzenia, jak chcieliby aby wyglądał ich ślub.

 

– Zapytałam, więc: “Opowiedz mi o tym marzeniu…?”

Byłam w totalnym szoku. Z otwartą buzią czytałam to co mi wówczas pisała o ich marzeniu.

– “Chcieliśmy uciec z ślubem do Toskanii, zabrać tylko mamy, cieszyć się tym dniem w sposób kameralny.”

– Pomyślałam: “Ślub plenerowy w Toskanii? Jacieeee jedziemy!”

 

Nasze marzenie

Przygotowywaliśmy się do naszego wymarzonego wyjazdu jakiś czas. Naszego? Tak, to było ich marzenie, ale po części też moje. Z Markiem i Karolą byliśmy w stałym kontakcie. Rozmawialiśmy praktycznie codziennie. Już wtedy wiedziałam, że nadajemy wspólnie na tych samych falach. Ich pomysł był piękny, ale też szalony. Idealnie trafili, bo ja lubię takie wyzwania. Ciągle nie dowierzałam co się dzieje. Czy na prawdę spełni się moje podwójne marzenie? Podróż do bajkowej Toskanii, o której śniłam od najmłodszych lat w roli fotografa? Przecierałam oczy, szczypałam się, bo może to jest jakiś szalony sen?

 

O nie, nie tym razem.

 

Wspominając ten ślub i całe przedsięwzięcie nadal mam na sobie ciarki. Jestem tak bardzo wdzięczna Karolinie i Markowi za to, że wybrali właśnie mnie w podróż życia, że nigdy o tym nie zapomnę. Chociaż bardzo się martwiłam czy moja rodzina sobie beze mnie poradzi? Ok, tutaj byłam spokojna. Może bardziej czy ja wytrzymam pierwszą tak długą rozłąkę? Wiedziałam wówczas w głębi duszy, że te kilka dni szybko minie i wrócę do mojej córeczki oraz męża odmieniona. Z dużym bagażem doświadczenia. Czułam, że sobie poradzę, że powinnam zaryzykować i zrobić moim zakochanym najpiękniejszy reportaż w życiu, a przy okazji spędzić kilka dni w miejscu, które widziałam na filmach i bardzo, ale to bardzo chciałam tam być…

 

Zaczynamy. Jest 11 października. 2019 rok. O 2:30 wsiadam do samochodu Marzenki z bagażem podręcznym i termosem kawy. Myślałam, że podczas drogi będę spać, bo oczywiście ze stresu zasnęłam o północy i sen miałam dość krótki. Jednak z Marzenką, siostrą Panny Młodej złapałyśmy świetny kontakt i jak to baby rozmawiałyśmy całą drogę. 😉

 

Halo? Włochy.

Powiem wam prawdę, bałam się lotu. Zawsze podjeżdżając pod lotnisko mam takie dziwne wrażenie, czuję się jak mała dziewczynka, która zachwyca się czymś wyjątkowym. Na widok tych dużych, pięknych, mechanicznych ptaków powietrznych czuję szacunek. To nie zmienia faktu, że leciałam pierwszy raz sama, bez bliskich mi osób. Musiałam sobie poradzić podczas przesiadki mówiąc w obcym języku oraz zrobić tak, aby nie spóźnić się na samolot z Monachium. Ogarnęłam. Doleciałam bezpiecznie i wychodząc z samolotu poczułam przyjemne ciepło Florencji. Na lotnisku czekali na mnie przyszli małżonkowie.

 

Kameralny ślub w Toskanii!

Karolina pięknie obmyśliła plan swojego ślubu. Myślę, że ciężko byłoby wszystko zorganizować bez pomocy kogoś kto się na tym zna. Przedstawiam Wam Joannę, która pomaga marzycielom takim jak moi przyszli małżonkowie. Tutaj możecie sobie podejrzeć jej stronę. www.slubwtoskanii.com i to w jaki sposób działa. Asia pokazała nam piękno Pistoi i byliśmy w szoku jak pięknie mówi po włosku! Ma również swój sprawdzony Team, przy którym każda para poczuje się bezpiecznie i kompletnie. Poniżej zobaczycie Violę stylistkę fryzur, oraz polskiego księdza, który wygłosił przepiękne kazanie, a rozmowy z nim pokazały, że ma prawdziwe powołanie. Zobaczycie również Marco, artystę w dziedzinie makijażu. To między innym dzięki tym ludziom dzień ten był wyjątkowy.

 

Florencja. W pierwszy dzień naszego pobytu zwiedzaliśmy to piękne miasto chociaż w tym czasie mocno zatłoczone. To tam zrobiliśmy sesję narzeczeńską, spacerując po tamtejszych włoskich uliczkach.

 

 

 

Gdy słońce powoli zaczęło zachodzić, pojechaliśmy do agroturystyki. Podczas drogi moje zmęczenie sięgnęło zenitu i zasnęłam. “Aniu jesteśmy na miejscu” – krzyknęła Karolina. To co zobaczyłam na miejscu przeszło moje najśmielsze oczekiwania, chciało mi się płakać i miałam ciary. W pewnym momencie przez moją głowa przemknęła myśl: “Pod słońcem Toskanii”. Kto widział film ten wie. Zobaczcie sami.

 

 

Jak ja pokochałam to miejsce. Zostaliśmy przywitani szerokim uśmiechem! Najlepsze było to, że jeśli chcieliśmy sobie porozmawiać, to sumie tylko po włosku i to było najpiękniejsze. Czułam się jak w filmie. Rano, gdy otworzyłam okno, napawałam się rozmowami po włosku dobiegającymi z podwórka. Zrozumiałam wtedy, że w hotelu nie czułabym tej przygody, nie byłoby jak w domu. Tutaj tak właśnie było! Czuje wdzięczność, gdy o tym pisze.

Przed wami dzień ślubu i piękny plener.

 

 

 

Ciao! 🙂

0 Comments