Cześć!
Pewnego grudniowego poranka, wybrałam się do bardzo sympatycznej rodziny. Ostatnio zdaje sobie coraz bardziej sprawę, że nie ma nic bardziej komfortowego dla mnie i rodzin, które fotografuję jak zdjęcia w domowym zaciszu.
“Lifestylowa fotografia” – co ja przez to rozumiem?
Zdjęcia u was w domu, przy kawie z ulubionego ekspresu i w miejscu w którym czujecie się najlepiej. Nie mówiąc już o dzieciach, których nie trzeba narażać na dodatkowy stres jakim jest wyjście w obce dla nich miejsce. Dom dla dzieci to azyl. Tutaj mają swoje zabawki i własną przestrzeń w której czują się bezpiecznie. Każdą sesję rodzinną staram się traktować jak zabawę. Po prostu bawcie się, przytulajcie i patrzcie na siebie, a ja będę was fotografować w najlepszych momentach – mówię każdej parze przed rozpoczęciem krótkiego reportażu rodzinnego. Wiem, że to nie dla każdego musi być takie naturalne. Dlatego na samym początku już przy kontakcie przez social media, e-mail staram się nawiązać luźny kontakt. Z tego miejsca chciałabym podziękować wszystkim moimi “familiom” które obdarzyły mnie swoim zaufaniem.
Oj, dla mnie to bardzo ważne.
Gdy Dominika otworzyła mi drzwi, ujrzałam ciepły i piękny uśmiech. Wchodząc do domu, zobaczyłam pięknie zaaranżowane wnętrze z pomysłem. Najbardziej rozczuliły mnie przepiękne meble, które wykonał tata Dominiki. Uwielbiam takie rzeczy i doceniam. Poniżej zobaczycie piękny regał, który najchętniej bym spakowała do auta i postawiła u siebie w mieszkaniu. Cudo!
Dzień wcześniej modliłam się o słońce wpadające przez okna i udało się. Było magicznie!
Decydując się na taką sesję, możecie być spokojni, ponieważ zawsze dostosowujemy wszystko pod naszego najmniejszego bohatera/bohaterkę. Bardzo lubię te sesje, gdy mogę być przy momencie karmienia maluszka. Sama jako mama uwielbiałam momenty, gdy moja córcia patrzyła mi w oczy, słuchając co do niej szepczę, trzymała mnie za rękę i zajadała się mleczkiem. Więź którą stworzyłyśmy, pozostanie już na zawsze!
Wróćmy. Podczas sesji nadszedł moment, gdy mała kruszyna zaczęła upominać się o chwilę z mamą na swoim ulubionym fotelu do karmienia. Zapytałam czy mogę im towarzyszyć. Ach powiem wam, bardzo się wzruszyłam, ponieważ widząc z jaką miłością Domi zwracała się do swojej córeczki, jak jej nuciła i głaskała po główce. Cofnęłam się o rok w czasie, gdy robiłam dokładnie to samo. Wspaniałe doświadczenie.
Oczywiście zostałam u Dominiki i jej rodzinki o wiele dłużej niż planowaliśmy. Najpierw piliśmy kawę, a ja jako ciotka wszystkich dzieci, musiałam najpierw pozachwycać się małą Uleńką, co by mnie polubiła od pierwszego wejrzenia. Po za tym nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej.
Zobaczcie co się tam wydarzyło 🙂
Enjoy!